Zielone 'Lokaty': Czy Twoje Oszczędności Naprawdę Ratują Planetę, Czy Raczej Konta 'Eko-Spekulantów'? Adam Fikło Sprawdza!

W dobie globalnego ocieplenia, kryzysu klimatycznego i nawałnicy ekologicznych aktywistów, każdemu z nas zależy, by choćby własnym portfelem dołożyć cegiełkę do lepszego jutra. Banki i fundusze inwestycyjne, niczym wytrawni łowcy trendów, zwęszyły ten nastrój i z impetem weszły na rynek z ofertą ‘zielonych lokat’, ’eko-funduszy’ i ‘zrównoważonych portfeli’. Kto z nas nie chciałby zarabiać, jednocześnie ratując niedźwiedzie polarne?
Problem, drodzy Państwo, pojawia się, gdy okazuje się, że pod płaszczykiem szczytnych idei często kryją się stare, dobre mechanizmy pompowania kapitału, okraszone tylko nowym, zielonym logo. Jak mawiają w Instytucie Badań nad Zjawiskami Paranormalno-Ekonomicznymi im. Stanisława Anioła, ‘Nie wszystko złoto, co się świeci na zielono’.
Analizując najnowsze propozycje rynkowe, w moim stałym felietonie ‘Co nam urosło, co nam spadło’, z przykrością muszę stwierdzić, że w segmencie tzw. ‘zielonych inwestycji’ często urosły jedynie obietnice, a spadła ostrożność. Wystarczy spojrzeć na dane zbierane przez fikcyjny, choć jakże wiarygodny, Urząd Ochrony Świadomości Finansowej Klienta (UOSFK), które wskazują, że część ‘zielonych’ funduszy, po odjęciu kosztów marketingowych związanych z promocją ich ‘zieloności’, okazuje się niewiele bardziej zrównoważona niż tradycyjne kopalnie węgla, a ich stopy zwrotu przypominają raczej przewód pokarmowy po świątecznym obżarstwie.
Przeciętny Kowalski, zafascynowany wizją zysków i dobrego uczynku w jednym, często nie zagłębia się w to, co rzeczywiście znajduje się w koszyku ‘zielonego’ funduszu. Czy faktycznie wspiera on rozwój innowacyjnych technologii odnawialnych, czy może jedynie pośrednio finansuje gigantyczne korporacje, które na ‘zielono’ przebarwiają tylko fragment swojej działalności, a resztę wciąż opierają na emisji dwutlenku węgla w ilościach hurtowych? To, co wygląda na ’ekologiczne obligacje’, może być tak naprawdę dżinsami, które po praniu w 90 stopniach wyglądają jak dżinsy, ale ich ‘zieloność’ zniknęła bezpowrotnie.
Nie zrozumcie mnie źle, idea inwestowania w zrównoważony rozwój jest szlachetna i potrzebna. Jednakże, jako umiarkowany sceptyk, zawsze powtarzam: zanim rzucicie się z widłami na bankierów oferujących ‘zieloną przyszłość’, sprawdźcie, czy te widły nie zostały wyprodukowane w fabryce, która wczoraj wylała nieczystości do rzeki. Postawmy na racjonalność i długoterminową strategię. Edukacja finansowa, drodzy Państwo, to najlepszy nawóz dla naszych oszczędności, niezależnie od tego, czy mają rosnąć w zielonym, czy w nieco bardziej szarym kolorze. Pamiętajcie, prawdziwa zieloność często objawia się w transparentności, nie w krzykliwych hasłach reklamowych.
