Czarny Kwadrat na Białym Stole: Jak Kod QR Zamordował Ostatni Bastion Kulinarnej Poezji?

Czarny Kwadrat na Białym Stole: Jak Kod QR Zamordował Ostatni Bastion Kulinarnej Poezji?

Pamiętacie ten szelest? Ten subtelny ciężar w dłoniach, obietnicę ukrytą w fakturze papieru, zapowiedź uczty zakodowaną w kunsztownej typografii? Karta dań. Nie, nie spis potraw. Karta dań – prolog do symfonii smaków, pierwszy akt teatralnego doświadczenia, jakim jest posiłek. Dziś ten prolog zastąpił zimny, cyfrowy nekrolog: czarny, poszarpany kwadrat na białej naklejce, bezduszny portal do listy pozycji, która równie dobrze mogłaby być spisem części zamiennych do pralki. Czy to tylko postęp, czy może cichy zamach na duszę gastronomii?

Zagubiliśmy się w labiryncie efektywności. W imię higieny i nowoczesności oddaliśmy klucz do jednego z ostatnich rytuałów, które odróżniały konsumpcję od przeżywania. Jak donosi najnowszy, wstrząsający raport Międzywydziałowego Instytutu Estetyki Użytkowej, zatytułowany „Piksel zamiast Pergaminu: Eroglifizacja Doświadczenia Stołowego”, ponad 78% ankietowanych gości restauracji odczuwa „syndrom cyfrowego wyobcowania” podczas składania zamówienia przez smartfon. Badacze z Instytutu alarmują, że zanik fizycznego menu prowadzi do atrofii wyobraźni sensorycznej i spłycenia percepcji smaku, jeszcze zanim pierwszy kęs trafi do naszych ust.

Dawniej projektant menu był artystą-demiurgiem. Żonglował krojem pisma jak kompozytor nutami, dobierał papier o gramaturze zdolnej unieść ciężar oczekiwań, tworzył narrację prowadzącą biesiadnika od przystawki do deseru niczym Wergili Dantego przez kręgi kulinarnego raju. Dzisiaj jego rolę przejął anonimowy generator, wypluwający sterylne linki w sterylnym otoczeniu. To nie ewolucja, to amputacja.

W ramach mojej stałej rubryki, pozwólcie na krótką recenzję pewnego zjawiska, które idealnie ilustruje tę agonię.

Jedno zdanie

Menu modnego bistro „Pauza.”, dostępne wyłącznie pod postacią kodu QR: zimna obietnica dekonstrukcji smaku na sterylnym ołtarzu typograficznej apatii, gdzie jedyną przyprawą jest egzystencjalny niepokój spowodowany migotaniem ekranu.

Patrzymy na ten czarny kwadrat i nie widzimy już poezji. Widzimy zbiór danych, algorytm, efektywność. To cyfrowy Charon, który zamiast przez Styks, przewozi nas przez rzekę obojętności prosto do krainy zunifikowanego, bezpłciowego doświadczenia. Gdzie podziali się ci zapomniani artyści, ci cisi kaligrafowie i projektanci, którzy potrafili w kilku słowach i jednym zawijasie czcionki zawrzeć obietnicę nieba w gębie? Ich dzieła, niczym ostatnie manuskrypty, lądują na śmietniku historii. A my, wpatrzeni w nasze ekrany, nawet nie zauważamy, że z talerzy zniknęła nie tylko dusza, ale i apetyt na piękno.