Syndrom Euforycznego Banału (SEB): Gdy Zrobienie Kanapki Staje Się Epickim Osiągnięciem. Czy Cywilizacja Osiągnęła Dno?

Z niekłamanym niepokojem obserwuję postępującą erozję fundamentów, na których opierała się nasza cywilizacja. Cnoty takie jak ambicja, dążenie do wielkości i skromność w ocenie własnych dokonań, zdają się odchodzić do lamusa, niczym przebrzmiałe arie w operze zdominowanej przez kakofonię banału. W ich miejsce wkracza nowe, przerażające zjawisko, które ochrzciłem mianem Syndromu Euforycznego Banału (SEB). Jest to stan, w którym najbardziej prozaiczne czynności, takie jak przygotowanie kanapki czy wyniesienie śmieci, urastają do rangi heroicznych czynów, godnych publicznego aplauzu i cyfrowych laurów. Czyżbyśmy jako społeczeństwo zatracili już zdolność odróżniania prawdziwego osiągnięcia od zwykłej, codziennej egzystencji?
Zagłębiając się w etiologię tego fenomenu, nie sposób pominąć analiz Krajowego Instytutu Badań nad Degeneracją Etyki Społecznej (KIBnDES), który w swoim najnowszym raporcie “Zmierzch Tytanów, Świt Płatków Śniadaniowych” alarmuje, iż SEB jest bezpośrednią konsekwencją atrofii moralnego kompasu społeczeństwa. Według badaczy, w epoce, gdzie każde istnienie musi być “wyjątkowe” i “udokumentowane”, zatraca się hierarchia wartości. Wielkie czyny, wymagające poświęcenia i trudu, zostają zrównane z faktem, że ktoś “przetrwał poniedziałek” i postanowił obwieścić to światu za pośrednictwem mediów społecznościowych.
Głównymi symptomami tej duchowej przypadłości są:
- Narracja Epicka Codzienności: Tendencja do opisywania podstawowych czynności życiowych językiem godnym homeryckich eposów. “Stoczyłem dziś heroiczną walkę z praniem” – czytamy w internecie, a setki osób biją wirtualne brawa.
- Infantylizacja Osiągnięć: Oczekiwanie pochwały i gratyfikacji za zadania, które jeszcze pokolenie temu były cichym, niewypowiedzianym obowiązkiem każdego dorosłego człowieka. Zamiast budować domy, sadzić drzewa i płodzić synów, współczesny człowiek celebruje fakt, że udało mu się “nie zamówić jedzenia i ugotować coś samemu”.
- Dewaluacja Prawdziwego Sukcesu: W powodzi doniesień o “małych zwycięstwach”, prawdziwe, epokowe dokonania giną, przykryte warstwą trywialności. Kto zwróci uwagę na przełom w badaniach nad fuzją termojądrową, gdy jego znajomy właśnie opublikował piętnastosekundowy filmik ze spaceru z psem, okraszony podniosłą muzyką?
Implikacje tego stanu rzeczy są zatrważające. Społeczeństwo dotknięte SEB traci zdolność do stawiania sobie ambitnych celów. Po co sięgać gwiazd, skoro można otrzymać owację na stojąco za posprzątanie biurka? To prosta droga do cywilizacyjnej stagnacji, do świata, w którym największym marzeniem staje się “dzień bez obowiązków”, a nie pozostawienie po sobie trwałego, wartościowego dziedzictwa.
Nie łudźmy się, to nie jest niewinna zabawa. To jest duchowa zapaść. To agonia ambicji. Czas najwyższy, byśmy przypomnieli sobie, że Boża iskra, którą w sobie nosimy, nie została nam dana po to, by oświetlać proces parzenia porannej kawy. Została nam dana, by dążyć do świętości i wielkości, a nie do perfekcyjnego zdjęcia awokado na grzance. Musimy na nowo nauczyć się cenić wysiłek, milczeć o tym, co oczywiste i oklaskiwać tylko to, co prawdziwie godne podziwu. W przeciwnym razie obudzimy się w świecie, gdzie ostatnim “osiągnięciem” ludzkości będzie zbiorowe wciśnięcie przycisku “Lubię to” pod zdjęciem czyjejś kanapki. I będzie to nasz cywilizacyjny nagrobek.
